Miniserial od Netflixa (7 epów ~godzina): Dziki Zachód. W miasteczku zbudowanym wokół kopalni dochodzi do wypadku - wszystkich pracujących mężczyzn wypierdala w powietrze. Mijają dwa lata, miastem zarządzają kurwy i próbują sobie radzić w nowej rzeczywistości. Pewnego dnia na ranczu nieopodal miasteczka pojawia się tajemniczy mężczyzna. Jest szeryf z problemami, jest natchniony przez Boga villain, są mustangi, Indianie, trochę wątków pobocznych i westernowego slice of life, a także niemal apokaliptyczna atmosfera.

Póki co trzy epy za mną, klimat gęsty, piękne zdjęcia i nieszablonowe podejście do westernu szanujące jednak ramy gatunku, polecam mocno.